sobota, 5 stycznia 2013

Scytthe

Kosa.



  Płomienna sierść, połyskująca w nikłym świetle bladego księżyca zwracała   uwagę nawet  wtedy, kiedy jej właścicielka jak najbardziej chciała się schować. Ruda z premedytacją machnęła swym puszystym ogonem, przylegając jeszcze mocniej do ośnieżonej ziemi. Noc była mroźna,  a drobne płatki białego puchu okalały jej smukłe ciało, zostawiając po sobie tylko mokre ślady. Uszy, które wadera wcześniej postawione miała na sztorc, teraz przylegały płasko do czaszki. Warknęła pod nosem, w duchu wyzywając się od kompletnych idiotek. Jak ma szpiegować, kiedy nie została do tego wyszkolona? Nie była w tym dobra, a dwa wilki siedzące na skraju  rzeki zdawały się w ogóle nie poruszać. Chociaż była wilkiem kanadyjskim poczuła już pierwsze objawy hipotermii, wolała nawet nie myśleć jak bardzo bolą ją łapy. Wilki wędrowały już dłuższy czas, nie odpoczywały ani chwilę. Ona jako, że potrafiła poruszać się bezszelestnie podążała za nimi cały czas. Nie chciała, aby jej uciekli. Teraz dwa basiory wstały  niespokojnie, a Kosa drgnęła. Wyjrzała zza niskich krzaków, aby mieć na nich lepszy widok. Uśmiechnęła się, widząc że biały samiec wzdycha ciężko, podnosząc swą ranną łapę. Drugi, ciemniejszy spojrzał na niego z politowaniem, a ruda mistrzowsko wywróciła oczami, czego nauczyła się od Siwej przyjaciółki.
 Nagle nocną ciszę przerwało przeraźliwe wycie. Musieli być już blisko stada, które zabrało jej tereny. Gdy Pirit bezpowrotnie od nich odeszła, okolice stały się niczyje. Do czasu, gdy stado basiorów je przechwyciło. Teraz członek Rady Lasu HoFS, mający rządzę zemsty we krwi śledził tamtejszą Alphe, która była ranna.
Nagła decyzja odmieniła całe jej życie. Skoczyła przed siebie, nie bardzo myśląc na co właściwie się zdecydowała. Nigdy nie była mistrzem w walce, wolała negocjowanie z przeciwnikiem, niż kontakt fizyczny. Psychologia i manipulacja były jej dobrą stroną. Dlaczego więc to zrobiła? Za bardzo kochała to stado, a wiedziała że z nimi nie ma negocjacji. Dwoma susami dorwała białego, wskakując mu na grzbiet. Ten warknął jej wprost do ucha, ostrymi kłami sięgając szyi, na której z pewnością chciał odszukać pulsujący punkt. Kosa w ostatniej chwili odskoczyła od niego, gdy wpadł na nią drugi basior, zaalarmowany całą ta sytuacja. Padła jak długa na ziemię, a obudzone przez ich warczenie ptaki gwałtownie poderwały się z drzew.
 Jednym zręcznym ruchem zwaliła go z siebie, mknąc za uciekającym białym. Tchórz! Krzyknęła za nim, dysząc ciężko. Uśmiechnęła się mimowolnie, widząc że ten z pewnością się jej obawia. Dogoniła go z łatwością, jej ciało przystosowane było do szybkiego biegu. Teraz nie miała zamiaru  chybić. Wskoczyła na niego, przegryzając tętnicę. Ten upadł, a na śnieżnobiałym śniegu pojawiła się szkarłatna krew. Spojrzała na niego z bólem widocznym w błękitnych ślepiach. Nie miała serca tego robić, było to jednak konieczne. Opuściła nisko łeb, cofając się gwałtownie. Poczuła, że towarzysz białego przystanął nieopodal, będąc w szoku. Ruda zawyła głośno, oznajmiając swoje zwycięstwo.

Od tamtego czasu minęło kilka miesięcy, złe stworzenia już bez przywódcy wyniosły się z terenów stada. Teraz jej stada. HoFS miało wkrótce wrócić do życia. Tak jednak się nie stało. Do teraz polanka starego, dobrego HoFS stała zupełnie pusta.. no z wyjątkiem Stefana, który do końca swojego życia miał powinność towarzyszyć opuszczonemu miejscu. Jego gęste i rozłożyste gałęzie, targane chłodnym wiaterkiem były widoczne już z daleka. Szeroka droga z widokiem na przepięknie malownicze góry pachniała lasem. Delikatna, poranna mgieła, która niemal codziennie pojawiała się na owej drodze, mieszała się z łapami wilków, tak jakby biegły one w mlecznej zupie. Stanowiło to pewnego rodzaju urok, co ruda kochała najbardziej. Drzewo było nieodłączną częścią owej magicznej krainy, która już nigdy nie miała powrócić do życia.
 Czasem Kosa wędrowała samotnie w tamte tereny, ażeby powspominać dawne czasy. Zatracała się wtedy w rozmowie z Stefanem, pozwalając sobie na chwilę zadumy i powrotu do niezapomnianej przeszłości.
Należała teraz do GEOS’u, stada założonego wspólnie z Attacamą. Obie wadery były w podobnej sytuacji.. obie utraciły coś, na czym bardzo im zależało. Targane dziwnymi emocjami znalazły swoje własne miejsce na ziemi, w którym w końcu miały poczuć się szczęśliwe.


Imię; Scytthe
Pseudo: Scy, Kosa, Ruda, Scycia.
Wiek: Jako wilk ma prawie 3 lata
 O niej: Jest dość rzadkim, rudym wilkiem kanadyjskim o błękitnych ślepiach. Smukły pysk przechodzi w lekką szyję, na której widoczny jest kawałek białego futra. Silne łapy, potrafiące pokonywać długie odległości jak i wysokie przeszkody wyglądają na wytrzymałe. Grzbiet, na którym często przesiadują różne wiewiórki i inne leśne zwierzęta wydaje się być wygodny. Z charakteru potrafi być zimną suką jak i przyjazną koleżanką. Wszystko zależy od towarzystwa. 

(KP będzie jeszcze zmieniana, jestem chętna na wszelkie powiązania i wątki.)

2 komentarze:

  1. Przechadzając się właśnie po terenach rozmyślała nad sprawami, które od pewnego czasu mącą jej w głowie. Zamyślona szła przed siebie nie zaważając na to dokąd niosą ją kroki. Z nisko opuszczonym łem, dreptała po śniegu, na którym zostawiała liczne ślady. W pewnym momencie przeszył ją okropny ból, gdzieś w okolicach czaszki. Potrząsnęła mimowolnie smukłą kufą odsuwając się w tył. - Stefan? A co Ty tutaj robisz? - zaśmiała się z własnej głupoty, kiedy tak mówiła do drzewa. - Nie widzisz, że idę i jeszcze stajesz mi na drodze? - Prychnęła i dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę, że przez ten cały czas obserowowała ją Ruda wadera. Wyszczerzyła żeby w lekko głupkowatym uśmieszku. - No cześć...tak tylko sobie gadam z Naszym Stefanem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z ogromną pasją w ślepiach odwróciła się do Scy, która podśmiewała się z niej. Spiorunowała ją spojrzeniem jasnych, przeszywających ślepii, jednak po chwili cichy rechot jej samej wyrwał się z gardzieli. - Stefan no wiesz, a Scy to pomagasz! - mruknęła z wielce udawaną złością. - Ja to sobie zapamiętam. - spojrzała na sosnę spode łba i zamiotła puchatą kitą. Oblizawszy smolisty nochal zasiadła obok towarzyszy. - Ja szłam tu z tym samym zamiarem, ale jak widać już mnie nie lubi.

    OdpowiedzUsuń