środa, 13 marca 2013

Od nowa...?

 Wiele zmieniło się od czasów dawnego RPG'owania przez co wielokrotnie zawiodziłam się i odchodziłam z wirtuala, który przed bardzo długi okres był moim drugim domem. Trudno zapomnieć o tym, jak bywało kiedyś. Dlaczego dziś każdy ocenia postać realną zamiast tej wirtualnej? Dlaczego tak ogromny odłamek ludzi zboczył na tę niewłaściwą drogę oceniania ludzi po pozorach? Pozory mylą, miałam okazję się o tym przekonać i za każdym razem było to bolesne doświadczenie. Nie chcę, by blog upadł, ponieważ znaczy dla mnie zbyt wiele, dlatego dziś chcę zacząć na nowo. Wziąć się w garść i pielęgnować to, co jest ważne w moim mniemaniu. Sama tego nie osiągnę, ale mam ogromną nadzieję, że Wy tak jak ja chcecie, powrotu dawnego, prawdziwego RPG. Tego, do którego każdego dnia wraca się z uśmiechem na twarzy, do którego wraca się po to, by spotkać przyjaciół, ale tych prawdziwych, bez fałszywego odłamka.

Robimy reaktywację? Jak tylko flash odżyje postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy, by wszystko pozmieniać, na lepsze rzecz jasna.
Att.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Spacer w ciszy.

     Samica wychylila leb ze swojej Jaskini, zmieniajac sie przy tym w Czlowieka. Chyba miala juz wszystko spakowane, prawda? Westchnela, opierajac glowe o skalna scianke. Zamknela na chwile oczy.

     Wszystko mialo poczatek juz jakis czas temu, miesiac, moze niecaly, kiedy to Rysica przedzierala sie przez sniezne zaspy, wiedziona zapachem krwi. Krew = jedzenie, o ktore bylo niezwykle trudne o tej porze roku, do tego polujac w pojedynke nie miala zbytnio duzysz szans.
     Jednakze, zwierzyna zostala zabrana Jej sprzed nosa przez wiekszego Osobnika, przed ktorym ta miala respekt. Glodna, przemoczona, wycofala sie w towarzystwie warkniec Basiora. On po prostu pokazywal, co Jego.
     Nie byla dobrym tropicielem, ani mysliwym, wiec zazwyczaj polegala na innych badz na znalezionych padlinach. Jednakze, ostatnio glod przyciskiwal Ja coraz bardziej, a bala sie poprosic kogos aby pomogl Jej zapolowac. Wrociwszy do swojej jaskini, zwinela sie w ciasny klebek aby zachowac resztki ciepla.
     Nastepne dnia, ledwo co wstala. Zaczela kichac. Super, dodatkowo sie jeszcze przeziebila, tylko tego Jej brakowalo. Przeminiajac sie w ludzka Postac, postanowila udac sie do miasta Ludzi. Nie musiala o tym nikogo powiadamiac, w sumie, i tak by sie nikt nie zorientowal. Znalazla kilka dolarow w kieszeniach plaszcza. Tyle Jej powinno wystarczyc.
     Droga nie byla trudna, jednakze co jakis czas miala zawroty glowy, aczkolwiek drzewa pomagaly Jej przedzierac sie w dalsza droge. Gdy tylko uslyszala dzwiek samochow, na Jej porcelanowej twarzyczce zagoscil usmiech. Musiala byc niedaleko.
     I tak sie stalo. Pub na niskim poziomie Ja zadowolil, bo bylo nie dosc, ze cieplo, to i jeszcze nakupila sobie troche miesa, i cos do picia. Ludzie patrzac na Jej maniery przy jedzeniu, zastanawiali sie, czy przypadkiem nie uciekla z Lasu. Pewnie zdziwiliby sie, gdyby znali odpowiedz.
     Postanowila sie zatrudnic w tym miejscu. Zarabiala pieniadze, a wlascicielka pozwolila Jej u Niej na jakis czas zostac, dopoki ta nie znajdzie wlasnego mieszkania. Uradowana, zaczela Jej gorliwie dziekowac. Ludzie jednak nie byli tacy, jak opowiadala Jej Mama. 
     I tak, do Stada wracala jedynie w dni wolne, czyli rzadko w sumie. Odzwyczaila sie od postaci Rysia, a przyzwyczaila do Dziewczyny, ktorej nadala imie Ayu. Czy to byl dobry pomysl, aby zostawic to wszystko, i wszystkich? Chyba tak. W koncu zapomniala o tym miejscu. Jej wina. Aczkolwiek otworzyla sie przed Nia nowy rozdzial, przez ktory chciala przejsc.

     Otworzyla oczy. Dochodzil juz wieczor, i chyba zasznela dluzej niz na minutke. Przewiesila przez ramie torbe, i wyszla z miejsca, ktore niegdys chronilo Ja przed deszczem i chlodnymi nocami. Zagryzla wargi, spogladajac na polane, do ktorej to pierwszy raz zawedrowala. Pokrecila lbem, smiajac sie cicho, aczkolwiek smutno. Oni mieli siebie, byli silna Wataha, ktora pewnie przezyje niejedno. Psowate bede sie strzymac w grupie. 
     A Ona? Nic nie znaczacy Kotek, ktory chce isc wlasna droga. Nie wspomni o odejsci, nie zorientuja sie pewnie nawet, moze kiedys. Jednak, pomachala im na pozegnanie, chociaz wiekszosc i tak stala tylem. Usmiechala sie jak glupia, ale przestala, gdy Jej oczy momentalnie sie zaszklily.
     ''- Idz po prostu przed siebie''. - Kruk wyladowal na Jej ramieniu. Zgodzila sie z Nim, i zaczela isc w strone Ludzkiego miejsca, pozostawiajac Dom...
     Dom, w ktorym sie wychowala. Dom, w ktorym poznala wiele Osob. Dom, ktory na zawsze zostanie w Jej sercu.

Przeciez Koty chodza wlasnymi sciazkami, i trudno za Nimi nadazyc. Humorek maja jak malo kto; to wybrzydzaja, a pozniej znowu chca tego sprobowac. To naprawde dziwne Istoty, ktorych nie da sie zrozumiec. Jednak, jesli chodzi o pozegnania, to coz... Zawsze najbardziej sie rozklejaja. Wola odchodzic w ciszy, niezauwazone przez Nikogo. Podobno chca zostac zapomniane. 

sobota, 9 lutego 2013

~sweetest Lullaby in hell

by Tatchit.


Lullaby Tonatiuh || 2 lata, urodzona 22'ego marca. ||
Biała, masywna wilczyca z długą sierścią || Kolczatka na szyi ||
Znak na prawym barku. ||
Błękitne ślepia | | Czarne pióra wyrastające z karku.
 

Lullaby urodziła się w lesie Majini, przy północnych Górach Sześciu Wiatrów.
Jej rodzice byli na wysokich stanowiskach w Armii Miejskiej. 
Matka od szczeniaka wpajała jej najważniejsze wartości.
Zaciekłość i walka to jej kolejne imiona. 
Już w wieku jednego roku została uhonorowana, jako jedna z najwścieklejszych samic.
Wiedziała co, gdzie i kiedy ma do zrobienia. W wieku półtorej roku wstąpiła na stanowisko miejskiego kata. Bez sumienia i skrupułów, bez mrugnięcia okiem zabijała. 
Na kilka dni przed swoimi drugimi urodzinami postanowiła odejść i założyć własne stado.
Tak podróżując, w trakcie porannego polowania natknęła się na Attacamę. Zahipnotyzowana rozmową z nią, skierowała swe kroki ku polanie, na której ów nowo poznana znajoma zamieszkiwała.
 Przemierzając leśne ścieżki i pagórki od razu zauroczyła się w tym przepięknym miejscu.
Słońce, świeży śnieg, kolorowe ptaki latające nad jej głową. 
Przekraczając próg "nowego domu" od razu spostrzegła nowe, ciekawe towarzystwo.
Przy wieczornym ognisku poczęła opowiadać o sobie, także wysłuchując innych. 
Lully, bo tak na nią wołała jej matka, była na pozór spokojną osobą.
Jej mordercza przeszłość nie miała już teraz znaczenia. Rozpoczęła nowe życie, jako inna osoba.
   Nie robiła niczego nie myśląc wcześniej, chętnie wyrażała swoje zdanie, była bardzo pewna siebie i szczera.
Słuchała z pokorą krytyki innych, ale nie dostosowywała się do kogoś. Nie lubiła żyć pod kluczem i napięciem.
Każdego wieczoru myślała o matce, jak i o ojcu, którzy ją wychowali i pokazali jak ma żyć, kim ma się stać na stare lata.
Biała, długa sierść pięknie oplatała jej łeb, jak i łapy. Średniej długości ogon zamiatał powierzchnie za nią w takt bicia jej serca. Teraz, właśnie w tym momencie Lully poczuła się szczęśliwa. Miała zamiar zagrzać miejsce na długi czas, bowiem nie lubiła przeprowadzek.
Jej błękitne oczy wyglądały jak piękne, sierpniowe niebo, bez żadnej chmurki, krystalicznie czyste.
Pazury długie i zaostrzone - aby łatwiej było zadawać głębokie i bolesne rany. 
Nigdy nie czekała z atakiem, gdy komuś bliskiemu działa się krzywda. Bezlitośnie wycinała w pień większość głów na jej drodze. 
       Była także doskonałym medykiem oraz zielarzem. Potrafiła rozpoznać wszystkie rasy ziół leczniczych, jak i tych trujących, bądź tych na podwieczorek. 
Uleczyła wiele duszyczek na swej drodze, z chęcią pomagała innym..
Tak oto po wieczornym ognisku, Lully odnajdując swój ciepły kąt (nienawidziła mrozu)
ułożyła się wygodnie i oddając się w ostatnie objęcie Morfeusza ciepło westchnęła.. 
Tak oto minął pierwszy dzień w jej nowym domu.

~~~
Informacje, oraz ciekawostki :
- Lully mając pięć miesięcy odkryła swój pierwszy talent. Otóż potrafi oddychać pod wodą.
- Kolczatka którą dostała jest także doskonałą tarczą. Gdy wróg próbuje rzucić się na jej kark, kolce boleśnie go ranią.
- Wiosną uwielbia zbierać świeże kwiaty. Ich płatki suszy i zbiera na specjalne okazje rozsypując je po polanie.
- Nikt w jej rodzinie nie miał niebieskich ślep. Mutacja sprawiła iż w szóstym miesiącu jej życia z węglanych zmieniły kolor na niebieskie.
- Śpiewa piosenki, oraz pisze wiersze.
- Uczy się panowania nad wodą.
- Szybko się zakochuje.
 - Czarne pióra powstały w wyniku mutacji tkanki na karku. Miejscowi szamani uważali to za błogosławieństwo bogini Kearou, oraz znak, iż samica może mieć coś wspólnego z czarną magią. Możliwe, że wyrosną jej skrzydła.
- Podczas zimy jej futro jest całkowicie białe.
- W lato zaś, owłosienie na ciele zmienia kolor na czarny, pióra pozostają białe.
- Na jesień i wiosnę ciało pozostaje białe, zaś pióra przyjmują kolor czarny.  
~~
To tak na chwilę obecną króciótkie opowiadanie z opisem historii. Wkrótce przyjdzie czas na więcej.
Prosiłabym o zadanie na Głównego Medyka, ew. na Głównego Zielarza. Byłabym wdzięczna.


~Lully.      

środa, 9 stycznia 2013

O szpiegowstwie słów kilka...

by *Tatchit

Młody wilk rozpaczliwie zaciągał się powietrzem, przygwożdzony ciężarem nieopisanej masy, która niczym czarna dziura wysysała z niego chęć życia. Młodzian darł łapami powietrze, w ostatnim ataku paniki chcąc wyzwolić się, zaatakować. Szanse były jednak przesądzone i gdy opuszczała go już wola żywota posłyszał już tylko gardłowy śmiech nad swym uchem.
     -Wrócisz do mnie, Pete.Wiem, że wrócisz. Skała nie może się zmienić.- Szeptał ów opływający smołą głos i po chwili ciężar na piersi malca zelżał odrobinę. Pomimo tego, że wilk wiedział co nadejdzie nie zdąrzył odwrócić wzroku.
Tuż przed nim zalśniły czerwonawe ślepia, o wzroku ostrym niczym dziub drapieżnego ptaka. Młodzian dopiero odczuł pełnię swego strachu, z rozpaczliwym piskiem zamknął oczy i zapadł się w senną nicość.

888

     -Mar-Free. Mar-Free, obudź się.- Delikatny głos, kojarzący się z liliami. I po chwili wilk otworzył oczy spoglądając w inny rodzaj szkarłatu. Świtało już i rozjaśnione pierwszymi promieniami niebo mieniło się tysiącem odcieni pomarańczy. -Znów miałeś koszmary.- Stwierdził ponownie ten sam delikatny głos. Stwierdzenie tak błahego faktu świadczyło tylko o tym, że Candy była zmartwiona.
     -Wiem.- Młody dźwignął się z ziemi, ziewnął przeciągle stojąc na niepewnnych nogach i spojrzał na towarzyszkę. Niewysoka, siwa klacz stała z łbem zwieszonym na wysokości jego pyska. Marszczyła przy tym zabawnie brwii przyglądając mu się dokładnie.
     -Znów to samo? Krzyczałeś jego imię.- Upewniła się jeszcze klacz chlastając powietrze ogonem.
     -Tak, znów Kos. Znów mi grozi.... Myślisz?- Zaczął nieporadne pytanie, lecz gwałtowne poruszenie się łba klaczy przerwało mu.
     -Pete... Mar. Ile razy mam Ci powtarzać, że nie można sterować snami innych. Jeśli chcesz to zabiorę Cię do Evanny i sama Pani Lasu Ci to wtedy potwierdzi.- Pete, albo raczej "Mar-Free" jak go nazywali dla własnego bezpieczeństwa wiedział, lecz nie zmieniało to jego absolutnego przerażenia starym, morderczym alphą stada, które pozostawiło go kiedyś na pewną śmierć w ludzkiej pułapce. Śmierć przed którą właśnie Candy go uratowała.
888

I tak mijało życie.Wychowywanie wilka okazało się dla Candy wyzwaniem, lecz podjęła się z radością. Klacz zawsze lubiła wyzwania, gdyby nie to nie stała by się przednim szpiegiem. Czasami jednak odnosiła wrażenie, że nie może wilczkowi zastąpić matki i liliowe ślepia zwężały się wtedy niemile.
Przełom nastąpił jednak dla nich ługo po upadku HOFS. Dnia kiedy to Candy wezwał stary zleceniodawca. Chociaż Pete nie słyszał ich rozmowy widział po minie Siwej, że wieści nie mogą być dobre. Kiedy przyzwała go do siebie po wilczej kolacji obawiał się najgorszego. Przydreptał do niej z podkulonym ogonem i Candy od razu wiedziała o co chodzi. Parsknęła rozeźlona na samą siebie, ale w litości nie owijała w bawełnę.
     -Jesteś dobrym szpiegiem, Mar-Free. Szybko się uczysz, ale dostałam zadanie które muszę wykonać sama.- Przecież rozmawiała wcześniej z tym niedźwiedziem. Oczywiście, że to była wyprawa do której zwykły wilk jak on się nie nadawał. Parsknął tylko.
     -Na ten czas zostaniesz ze Scytthe, na terenach GEOSu. To nowy sojusz, ciepło Cię przyjmą a z Rudą u boku nie będziesz samotny.
     -Wolałbym z Tobą...- Mruknął mimowolnie czując jak zwilża mu się sierść pod oczami. Jego mistrzyni, jego siostra i niańka...Nie, nie chciał zostawać sam bez niej. Sam nie poradzi sobie z koszmarami.
     -Wrócę. Obiecuję.- Poprzysięgła tylko siwa a nieugięty wzrok liliowego ślepia okazywał nic poza pewnością siebie. Konwersacja była zakończona, a Pete'owi pozostawało jedynie wierzyć jej słowom i uczyć się.

Mar-Free 

 

Wilk Górski | 2,5 roku | Samiec
Pochodzenie - 'Dziura'
Uczeń na szpiega | Z nadzieją na stopień dowódcy.
Oczywiście koszmary, dręczą go nadal.
Pod opieką Scytthe.
Jego historia została dawniej dokładnie opisana przez Candy, na blogu HOFS.



Lanie


Lanie

„Emanuje z niej jasność i ma piękną duszę.. gdy tylko się zaśmieje, śmieją się wszyscy wkoło”



Widzisz czarno-białą, skradającą się istotę? Dostrzegasz w ciemności jej intensywnie zielone ślepia? Jesteś pewien, że zostawiła po sobie ślady łap na puszystym, białym puchu? Naprawdę…? Mylisz się!

Lanie ( „Lejni”) jest za dobrym szpiegiem, żebyś mógł ją zauważyć.

Wadera jest wilkiem nietypowym – nie dość, że szalona, to jeszcze czarno-biała.

Lewe ucho ma czarne, prawe białe.. ślepia zielone, a każda łapa malowana zupełnie inaczej. Grzbiet też nie odstaje od reszty ciała, ogromne łaty zdobią całą jej sierść.

Nie wiadomo dlaczego urodziła się tak umaszczona.. może dlatego, że ojca miała białego, a matkę czarną? A może dlatego, że w okolicy błąkał się często podobny do niej basior…? Też czarno-biały? Szalony? Ależ skąd! Matka Lanie wcale nie była puszczalska…

A jaka jest Lanie? Z pewnością cholernie szalona. Tylko z nią można iść na odpał i wcale a wcale nie wrócić w opłakanym stanie.. Nie brak jej błyskotliwych pomysłów, które zazwyczaj odznaczają się niesamowitą inteligencją. Wszystkie są dogłębnie przemyślane, ale zazwyczaj nikt nie ma ochoty ich realizować.. no bo Lanie jest szalona.

Przeciwności losu wychowały wilczycę na dobrego szpiega. Nudząc się po prostu podglądała leśne zwierzęta, zbierając o nich wszelkie informacje.. tylko po to, aby później z nich skorzystać i wprowadzić w życie swoje szalone plany.

Czarno-biała jest też bardzo kochliwa.. i wbrew pozorom łatwo ją zranić byle błahostką. Dlatego nie warto kierować się tym, że wydaje się mieć bardzo silny charakter.. przywódczy i tak dalej.. nie, wcale tak nie jest. Tylko, że Lanie dobrze gra i potrafi takie rzeczy świetnie maskować.

Nauczyła się szybko biegać, uciekając przed wściekłym ojcem-nie-ojcem.. no bo kiedy już orientował się, że to właśnie jego córka-nie-córka winna jest dowcipowi, wadera mogła nie wracać do domu przez dłuższy czas.

Kierowana nudą znalazła się na terenach GEOS’U, już planując sobie jakieś bardzo ciekawe i wcale nikomu nie przeszkadzając zajęcia.
(wcale!)

Jednym słowem – wielka z niej cholera.

sobota, 5 stycznia 2013

Scytthe

Kosa.



  Płomienna sierść, połyskująca w nikłym świetle bladego księżyca zwracała   uwagę nawet  wtedy, kiedy jej właścicielka jak najbardziej chciała się schować. Ruda z premedytacją machnęła swym puszystym ogonem, przylegając jeszcze mocniej do ośnieżonej ziemi. Noc była mroźna,  a drobne płatki białego puchu okalały jej smukłe ciało, zostawiając po sobie tylko mokre ślady. Uszy, które wadera wcześniej postawione miała na sztorc, teraz przylegały płasko do czaszki. Warknęła pod nosem, w duchu wyzywając się od kompletnych idiotek. Jak ma szpiegować, kiedy nie została do tego wyszkolona? Nie była w tym dobra, a dwa wilki siedzące na skraju  rzeki zdawały się w ogóle nie poruszać. Chociaż była wilkiem kanadyjskim poczuła już pierwsze objawy hipotermii, wolała nawet nie myśleć jak bardzo bolą ją łapy. Wilki wędrowały już dłuższy czas, nie odpoczywały ani chwilę. Ona jako, że potrafiła poruszać się bezszelestnie podążała za nimi cały czas. Nie chciała, aby jej uciekli. Teraz dwa basiory wstały  niespokojnie, a Kosa drgnęła. Wyjrzała zza niskich krzaków, aby mieć na nich lepszy widok. Uśmiechnęła się, widząc że biały samiec wzdycha ciężko, podnosząc swą ranną łapę. Drugi, ciemniejszy spojrzał na niego z politowaniem, a ruda mistrzowsko wywróciła oczami, czego nauczyła się od Siwej przyjaciółki.
 Nagle nocną ciszę przerwało przeraźliwe wycie. Musieli być już blisko stada, które zabrało jej tereny. Gdy Pirit bezpowrotnie od nich odeszła, okolice stały się niczyje. Do czasu, gdy stado basiorów je przechwyciło. Teraz członek Rady Lasu HoFS, mający rządzę zemsty we krwi śledził tamtejszą Alphe, która była ranna.
Nagła decyzja odmieniła całe jej życie. Skoczyła przed siebie, nie bardzo myśląc na co właściwie się zdecydowała. Nigdy nie była mistrzem w walce, wolała negocjowanie z przeciwnikiem, niż kontakt fizyczny. Psychologia i manipulacja były jej dobrą stroną. Dlaczego więc to zrobiła? Za bardzo kochała to stado, a wiedziała że z nimi nie ma negocjacji. Dwoma susami dorwała białego, wskakując mu na grzbiet. Ten warknął jej wprost do ucha, ostrymi kłami sięgając szyi, na której z pewnością chciał odszukać pulsujący punkt. Kosa w ostatniej chwili odskoczyła od niego, gdy wpadł na nią drugi basior, zaalarmowany całą ta sytuacja. Padła jak długa na ziemię, a obudzone przez ich warczenie ptaki gwałtownie poderwały się z drzew.
 Jednym zręcznym ruchem zwaliła go z siebie, mknąc za uciekającym białym. Tchórz! Krzyknęła za nim, dysząc ciężko. Uśmiechnęła się mimowolnie, widząc że ten z pewnością się jej obawia. Dogoniła go z łatwością, jej ciało przystosowane było do szybkiego biegu. Teraz nie miała zamiaru  chybić. Wskoczyła na niego, przegryzając tętnicę. Ten upadł, a na śnieżnobiałym śniegu pojawiła się szkarłatna krew. Spojrzała na niego z bólem widocznym w błękitnych ślepiach. Nie miała serca tego robić, było to jednak konieczne. Opuściła nisko łeb, cofając się gwałtownie. Poczuła, że towarzysz białego przystanął nieopodal, będąc w szoku. Ruda zawyła głośno, oznajmiając swoje zwycięstwo.

Od tamtego czasu minęło kilka miesięcy, złe stworzenia już bez przywódcy wyniosły się z terenów stada. Teraz jej stada. HoFS miało wkrótce wrócić do życia. Tak jednak się nie stało. Do teraz polanka starego, dobrego HoFS stała zupełnie pusta.. no z wyjątkiem Stefana, który do końca swojego życia miał powinność towarzyszyć opuszczonemu miejscu. Jego gęste i rozłożyste gałęzie, targane chłodnym wiaterkiem były widoczne już z daleka. Szeroka droga z widokiem na przepięknie malownicze góry pachniała lasem. Delikatna, poranna mgieła, która niemal codziennie pojawiała się na owej drodze, mieszała się z łapami wilków, tak jakby biegły one w mlecznej zupie. Stanowiło to pewnego rodzaju urok, co ruda kochała najbardziej. Drzewo było nieodłączną częścią owej magicznej krainy, która już nigdy nie miała powrócić do życia.
 Czasem Kosa wędrowała samotnie w tamte tereny, ażeby powspominać dawne czasy. Zatracała się wtedy w rozmowie z Stefanem, pozwalając sobie na chwilę zadumy i powrotu do niezapomnianej przeszłości.
Należała teraz do GEOS’u, stada założonego wspólnie z Attacamą. Obie wadery były w podobnej sytuacji.. obie utraciły coś, na czym bardzo im zależało. Targane dziwnymi emocjami znalazły swoje własne miejsce na ziemi, w którym w końcu miały poczuć się szczęśliwe.


Imię; Scytthe
Pseudo: Scy, Kosa, Ruda, Scycia.
Wiek: Jako wilk ma prawie 3 lata
 O niej: Jest dość rzadkim, rudym wilkiem kanadyjskim o błękitnych ślepiach. Smukły pysk przechodzi w lekką szyję, na której widoczny jest kawałek białego futra. Silne łapy, potrafiące pokonywać długie odległości jak i wysokie przeszkody wyglądają na wytrzymałe. Grzbiet, na którym często przesiadują różne wiewiórki i inne leśne zwierzęta wydaje się być wygodny. Z charakteru potrafi być zimną suką jak i przyjazną koleżanką. Wszystko zależy od towarzystwa. 

(KP będzie jeszcze zmieniana, jestem chętna na wszelkie powiązania i wątki.)

piątek, 4 stycznia 2013

Przybywam by Chronić i Służyć.

~*I've the Strength, Will, Soul, and I want to be with You*~


/*\ Salvatore - *Wilk 7 Lat* *Lykanin 23 Lata* /*\

Imię me: Salvatore 

Wiek: 7 lat.

 Płeć: Samiec.

Charakter: Miły, Uprzejmy, Kulturalny, Otwarty na nowe znajomości, Nieustępliwy (jedyny wyjątek dla Wybranki serca.) Spokojny, Do wszelakich konfliktów podchodzi z dystansem by odnaleźć alternatywne rozwiązanie, Pomocny.

Partnerka: Miłością życia jest Attacama. (Czarny pragnie zostać u boku swej Wybranki do końca swoich dni, niezależnie czy znajdą się tego przeciwnicy.)
 
Podejście do życia: Basior większość swojego czasu spędza w towarzystwie Królowej, służy ochroną, jak i pomocą w trudnych sprawach, Najbardziej otwiera się przy tych których zna jednakże rzadko trafiają się chwilę w których bywa skrępowany, w wolnych chwilach przechadza się po terenach Golden Empire mając nadzieję iż wszystko jest tak jak powinno czyli w najlepszym porządku.

Co lubi: Opanowane i miłe towarzystwo, Towarzystwo Attacamy i Jej przyjaciół, Żarty które oczywiście znają granice rozsądku i nie ranią innych, Czasami zaszaleć na wyprawie bądź na polowaniu, Przebywanie z Ukochaną w grocie podczas pełni księżyca.

Czego nie lubi, omija: Hałasu, Gwardy, Sprzeczek i kłótni, Nieobecności Wybranki podczas obchodu terenów Golden Empire.
Tępi uprzykrzanie komuś życia bądź smęcenie na tematy które nie są związane z życiem stadnym.

Historia: Swoje życie począłem jako mała kula smolistej sierści, moi rodzicie swego czasu byli przywódcami imponującego stada składającego się niemal z 200 osobników, począwszy od Opiekunów Młodych a kończąc na wytrawnych Wojownikach, Ojciec był szanowanym i poważanym Wilkiem, każdy kto Go mijał nie miał w ślepiach nic poza należytym szacunkiem, Matka była zielarką i tym samym Medykiem, wiele razy ratowała życie nie jednemu z członków Naszej niebywałej rodziny, wiele razy rodzice za małego szczeniaka zabierali mnie ze sobą na polowania bym uczył się jednych z ich prywatnych sposobów chwytania ofiary. Czas mijał, mijały dni, tygodnie i miesiące, podczas mojego trzeciego obchodu po nieziemsko wielkich terenach przechodząc obok jeziora spojrzałem w spokojną taflę wody która ukazała mi moje odbicie, przyglądając się samemu sobie stwierdziłem iż już czas bym zrobił ten krok. Pamiętam jak dziś to skupienie podchodząc do Ojca.
-Dzień Dobry Ojcze -Smolisty basior podszedł do Przywódcy który zwrócił łeb w jego stronę.
~Słucham Cię Salvatore, mogę w czymś Ci pomóc? -Król Imperium zszedł z gracją ze skałki nad klifem i otarł się o mnie jak to miał w zwyczaju.
-Tak mój Ojcze, doszedłem do wniosku iż chciałbym odejść i rozpocząć życie po swojemu.
Rosły basior uniósł dumnie łeb uśmiechając się nieznacznie, nie zwróciłem większej uwagi na przybycie Matki która nadeszła prawie niesłyszalnie, Uśmiechnęła się równie dumnie jak Jej partner, oboje skinięciem łbów zobowiązali się przygotować jeszcze tego samego dnia dla Mnie ucztę i wypuścić w sidła życia. Gdy ruszyłem w swoja wędrówkę zacząłem szukać swojego pierwszego domu w nowym świecie, po kilku tygodniach bezustannych wędrówek pojawiłem się w miejscu zwanym Mistic Valley, przebywałem tam kilka miesięcy jednak od ostatniego czasu miałem częste i poważne sprzeczki z Królową, wtenczas w moim życiu pojawiła się Wadera o sierści Białej jak pierwsze śniegi, głosie łagodnym aczkolwiek dźwięczy jak śpiew rozkochanych ptaków, o charakterze skrytym jak zające w gęstwinie wiosennej zieleni, Imię nosi piękne jak polarna zorza. Attacama. Znajomość nasza poczęła rozwijać się na polanie MV jednak pewnego dnia gniew Królowej sięgnął Mnie nieubłaganie co zniweczyło mój los w Dolinie jednak Attacama pamiętała, odwiedziła Mnie nie raz nie dwa w mej grocie, od słowa do słowa i tak znalazłem się tutaj u Jej boku by chronić i służyć Golden Empire of Spirits 

Opis Postaci: Potężnej postury basior o sierści grubej i czarnej jak noc tuż przed wschodem słońca, Wyraźne i pełne ślepia o kolorze brązu które wyróżniają się podczas długich nocy, Gruba i długa smolistoczarna sierść chroni ciało basiora przed śniegiem i niskimi temperaturami, Masywne łapy znacznie ułatwiają przedzieranie się przez czasami niebywale wysokie śniegi jak i bezszelestnie podchodzić ofiar z dowolnej strony, Potężne i gibkie cielsko wykształciło się poprzez polowań od najmłodszych lat i ogromnej ilości podróży, Długi jak heban ogon jest głównie wizytówką basiora który ostrzega potencjalnych wrogów o jego obecności jak i o obecnym nastroju wydaje on również specyficzny zapach który może rozpoznać wyłącznie Wadera która jest mu przeznaczona.
Postać Lycan:
Salvatore posiadł postać Lykanina już od czasów szczenięcych gdyż jego rodzice przybyli na swoje tereny mając już swoje lata, oboje mieli już za sobą około 2 wieków skalania tego świata i wzbudzania przerażenia u wędrowców jak i straganiarzy którzy pragnęli zasiedlić początki terenów ich jakże teraz ogromnego imperium. Młody Salvatore zapoznawał się z nową postacią przez długi czas, gdy już opanował podstawy walki i skradanie się zaczął wykonywać zadania dla swojego Ojca z którym łączyło go ogromne uczucie i wyjątkowe więzi, po długich latach służenia u boku rodziców Młody Lycan stał się wytrawnym wojownikiem który awansował do rangi Generałów, mimo młodego jeszcze wtedy wieku, wykonywał swoje zadania sumiennie i bez żadnych problemów. Salvatore przez kolejne lata bardzo dojrzał jako Lykanin jak i Wilk, po wielokroć zastanawiał się nad opuszczeniem rodzinnego Imperium, z czasem Salvatore w nagrodę za swoje osiągnięcia otrzymywał coś co miało mu pomagać w tarapatach bądź przyswajać większą wiedzę w wybranych przez Niego samego chwilach, było to "Tatau" tatuaże które zdobiły się na jego masywnym cielsku przez następne lata: Białe oznaczają Neutralność, Niebieski (Morski) oznacza Radość/Szczęście, Czerwone oznaczają Gniew/Złość/Wściekłość, Lazurowy ten niezwykły kolor ukazał się na ciele Samca pewien czas temu gdy w jego sercu zagościła Wadera imieniem Attacama, tatuaże rozmieszczone są na całym cielsku Salva dzięki temu łatwo dostrzec jaki nastrój panuje w jego pobliżu, "Tatau" jeszcze długo będzie ukazywało się pod gęstą sierścią Wilka/Lykana gdyż każdy z nich nawet te najmniejsze mają przypisane umiejętności dzięki którym Samiec co pewien czas może zaszkodzić wrogom w inny sposób.